Po pierwsze mamy przeszło 20 programów do samego LO (i innych szkół maturalnych), a wśród tychże można znaleźć wiele bardzo interesujących (więc zarzut o realizacji programu jest niewłaściwy).
Przepraszam, ale widzę pewną sprzeczność w opiniach Kolegi. Na ostatniej konferencji raczył Kolega zauważyć, że problem tkwi nie w nauczycielu, lecz w programie, który nauczyciel winien realizować. Konkluzją było stwierdzenie, że należy zmienić program, a nie nauczyciela.
Być może podstawowy przedmiot kulturyzacyjny to powinien być dziś nie język polski, ale nauka o kulturze.
Dokładnie tak, po stokroć! Ale nie rozwiązuje to problemu niedokształconych nauczycieli. Pragnę zwrócić ponownie uwagę na to, że osoby popełniające i tym samym upowszechniające chociażby błędy językowe (o fałszywych informacjach nie wspominając), w żadnym wypadku nie powinny uczyć. Używając porównania, osoba niewidoma nie powinna być kierowcą szkolnego autobusu.
Natomiast co do języka polskiego jako przedmiotu. Nazwa sugeruje, czego winien ów przedmiot dotyczyć. Tymczasem, o zgrozo!, nauka gramatyki kończy się w szkole podstawowej (lub gimnazjum).
W szkole średniej gramatyki w programie języka polskiego po prostu nie ma! Dziś miałem zajęcia w I klasie LO. Poprosiłem o podanie podziału imiesłowów. Większość nie potrafiła nawet imiesłowu zdefiniować, o podziale nie wspominając.
Efekt? Naczyciel mówi "poszłem", uczeń mówi "poszłem" i zdaje maturę, a potem idzie na studia, gdzie dalej mówi "poszłem", a w sukurs mu idzie doktorant filozofii z Uniwersytetu Wrocławskiego, mówiący "wziełem" i "włanczam". A potem profesor Miodek mówi, że skoro mamy tu uzus, to trzeba zmienić zasady i dostosować je do poziomu językowego mas. I tak się rodzi nowomowa, która morduje literaturę, poezję i wolną myśl.
Dla mnie to staczanie się po równi pochyłej.
A co do lektur. Przepraszam, ale dziedzictwo narodowe to kolos na glinianych nogach. Dalej, kolokwialnie mówiąc, wałkuje się "Krzyżaków", którzy są przykładem kariery przez zasiedzenie. Toż to zwykły, marny Harlequin napisany ku pokrzepieniu serc. Czas, jaki minął od napisania tej powieści, nie czyni z niej arcydzieła.
Powiem szczerze - jeśli dalej będziemy celebrować to nasze dziedzictwo w tak bezkrytyczny sposób, to za 200 lat w filharmonii będzie się grać "Majteczki w kropeczki" i inne, podobne muzyczne perły kulturowego dziedzictwa Polski.
- czy zrywamy z "Galaktyką Gutenberga", ponieważ kultura multimedialna stoi na odpowiednio wysokim stopniu rozwoju?
- czy mamy środki finansowe i przygotowane kadry, by uczyć nowocześnie i skutecznie, kulturyzować?
1. Odpowiedź jest prosta - nie. Guttenberg to fundament, a bez fundamentu nie powstanie żadna budowla. Multimedia mają rozwijać, a nie zastępować... Rozwijać i kierować w stronę Guttenberga właśnie.
2. Oświata to biznes. Komercjalizacja sprawia, że dyplomy często wręcza się tym, którzy za nie po prostu zapłacili. Potem tacy ludzie uczą. Naprawdę myśli Kolega, że nie stać nas na podniesienie etycznego poziomu procesu kształcenia przyszłych nauczycieli?
Całkiem sensowne argumenty i polityka oświatowa wielu państw zdają się wskazywać, że kultura na odpowiednio wysokim poziomie może mieć charakter tylko taki, jaki miała przez poprzednie kilka tysięcy lat: elitarny.
Może i tak, ale takie zdanie to zawoalowana dyskryminacja kultury popularnej. Właśnie takie podejście sprawiło, że Philip K. Dick końca życia niesprawiedliwie traktowany był jako literacki margines. A przecież muzyka Mozarta czy książki Whartona to też popkultura. O trylogii Sienkiewicza nie wspominając.
czy postulat powszechnego wykształcenia na zadowalającym poziomie nie jest aby niebezpiecznym i kosztowym mitem?
Kolega demonizuje moje zdanie. Odpowiem pytaniem - czy postulat powszechnego przestrzegania przepisów ruchu drogowego na zadowalającym poziomie nie jest aby niebezpiecznym i kosztowym mitem?
Za jazdę po pijanemu można odebrać prawo jazdy, a w firmie przewozowej szef będzie zatrudniać tylko takich pracowników, którzy najpierw wykażą się odpowiednimi zdolnościami kierowania pojazdu. Tymczasem za nauczanie, iż Kolumb był polskim naukowcem, który opłynął Ziemię, nie wyrzuca się ze szkoły, a przyjmuje do pracy nauczycieli o miernych kwalifikacjach.
Owszem, przyznam się - jestem idealistą, a to grzech. Ale wierzę i wiem, że pewne rzeczy można poprawić, bowiem kuleją one tylko dlatego, iż funkcjonują w tzw. towarzystwach wzajemnej adoracji. I nie widzę w tym, co piszę, wielkiej demagogii, która może w oświacie namieszać.