Jerzy Szeja napisał(a):Czy dobrze pamiętam, że te kartki z przekreśloną różyczką to był Krakon 2000?
O ile mnie pamięć nie myli, owszem, K2K.
Moim zdaniem konflikt bardzo ostry nie był, ale do najbardziej łagodnych też nie należał. Pamiętam nawet prelekcje WoD-owe, z których wiało pogardą do pozostałych, dziecinnych, niewtajemniczonych w to, co ważne - oraz inne prelekcje, na których aluzje prowadzących i wypowiedzi sali służyły wykpieniu wodziarzy.
Otwarta pogarda i deklaracje wyższości to już schyłkowe ekstremum konfliktu moim zdaniem, okolice wspomnianego wyżej konwentu i nieco później.
Całość konfliktu rozgrywała się przez dłuższy czas wśród ogólnopolskiej społeczności ircowej, w której istniał wyraźny podział na ludzi identyfikujących się ze środowiskiem #rpg-pl i #wod-pl - np. by móc w ogóle przebywać na #wod-pl, należało spełnić pewne wymagania, tj. wykazać się podstawową wiedzą o Świecie Mroku, mieć stworzone alter ego (większość rozmów na #wod-pl odbywała się wszak wedle ściśle ustalonego protokołu, głównie 'in character', gdzie wypowiedzi graczy należało odznaczać m.in. braniem w '[ ]' ), zachowywać pełną kulturę wypowiedzi i deklaracji postaci, nie wykraczać poza konwencję i ustalone ramy. #wod-pl było Elizjum, czyli miejscem, gdzie z założenia i definicji nie wolno było deklarować przemocy, nadużywać mocy nadnaturalnych; istniały tam także pojedyncze wirtualne "przedmioty", takie jak bar, okno z parapetem, kominek, rosnące kiedyś na środku małe drzewko, drzwi, przez które wychodziło się pogadać na #zewnatrz, szafa, w której zwykle nocowało parę osób, a przez której lustro moja postać zwykła przechodzić do Umbry, i dziesiątki pomniejszych rzeczy.
Był to bardzo ciekawy eksperyment 'środowiska wirtualnego', nic dziwnego więc, że pojawienie się osoby, która wyłamywała się z decorum, psuła ustalony porządek rzeczy, nie było tolerowane i kończyło się kopniakiem i banem. Zniszczenia były traktowane na tyle poważnie, że deklaracje miały charakter trwały, bar nieraz poobgryzano/podrapano, Elizjum za mojej kadencji przeżyło ze dwie szafy, drzewko AFAIR spłonęło... Brano do siebie zniszczenia na tyle mocno, że nieraz się kłócono o wirtualne przecież Elizjum i jakieś doznane szkody. Ludzie mieli własne wypielęgnowane zakątki, wiążące się czasem z emocjonalnymi wspomnieniami - swoją półkę w szafie, termofor na parapecie, miskę pod barem (jako wilkołak zwykle piłem z niej w postaci wilka ;) ), napisy na ścianie.
Po jednej z 'bitew' na deklaracje miesiącami straszyły poprzypalane miejsca na ścianach...
Oczywiście nie brakło tam najzwyczajniejszych w świecie "głupawek", żartów, przepychanek, ale także i dyskusji fachowych, filozoficznych, uczuciowych. Ludzie z #wod-pl bronili instyktownie "swojego miejsca", weryfikując przychodzących, co spotykało się z absolutnym niezrozumieniem większości przesiadujących na #rpg-pl będącym najzdrowszym pod słońcem kanałem do rozmów.
Moim zdaniem w żródłach konfliktu ważne było nie tylko poczucie wyższości graczy WoD-u, ale też strój i makijaż. Powodowało to zarówno wyraziste odróżnianie się obu grup, jak i denerwujące inne środowiska graczy zjawisko: zewnętrzni obserwatorzy erpegowców widzieli tylko tę bardzo znaczną grupę oraz nie potrafili jej odróżnić od gotów oraz od satanistów.
Wydaje mi się, że codzienny image WoDziarzy nie różnił się niczym od innych starszych czy młodszych konwentowiczów, poza doraźną charakteryzacją na LARP-y.
Oczywiście, jeśli WoDziarz na co dzień był gotem czy "satanistą", to nosił odpowiedni zestaw odzieżowo-kosmetyczny częściej. Większość jednak IMO była zawsze zwykłymi erpegowcami, czyli statystycznie przeważnie bracią rock-metalową, z domieszkami z innych subkultur, lub spośród 'normalsów'.