Augustyn Surdyk ---> Również dotarłem do raportów mówiących o błędnym ocenianiu strat oraz przede wszystkich o braku jakiejkolwiek metodologii czy kryteriów. Czasami statystyki takie są po prostu bezczelne. Służy to wytworzeniu presji, iż jest to zjawisko powodujące olbrzymie straty. Każdy rozumie chęć ochrony dóbr przez wydawców (bo to oni zwykle takie rzeczy publikują), jednak nie może dochodzić do wysysania z palca cyferek :|
Jeśli chodzi o wychodzenie na swoje przez polskie firmy, można by rzeczywiście można sądzić, że piractwo w Polsce daje im w kość. Jednak należy pamiętać, że polski biedny i mało świadomy (np. na temat ochrony dobra intelektualnego) rynek w żadnym wypadku nie jest głównym celem dla polskich deweloperów. Kiedyś "Gorky 17", niedawno "Painkiller" czy wiele innych tytułów przynoszą duże zyski dzięki wypuszczaniu ich na rynki zagraniczne, i to nie tylko europejskie czy amerykańskie. Wiele polskich gier zostało wydanych w krajach afrykańskich czy nawet w Japonii (oto znalezione naprędce screeny japońskiego wydania gry Painkiller -->
http://page.auctions.yahoo.co.jp/jp/auction/95189467 ).
Rozwój polskich firm jest bardzo wyraźny, mamy coraz większe i głośniejsze tytuły :) Oczywiście zdarza się też kicz, który jednak można znaleźć w każdej dziedzinie.
Przy okazji dodam, że właśnie piszę esej na temat związany z nieświadomością ochrony dobra intelektualnego.
Problem jest strasznie złożony. Istnieją zwolennicy obwiniania wszystkiego polską mentalnością wprost z PRL-u (albo jeszcze wcześniej: chłopsko-szlachecką mentalnością polskiego społeczeństwa). Cóż, w takim razie dlaczego piractwo istnieje również w krajach zachodnich bez tej mentalności?
Kolejna grupa dopatruje się tego w polskim rynku. Rzeczywiście Brytyjczyk za min. wynagrodzenia jest w stanie kupić kilkadziesiąt gier, a Polak tylko kilka. Przeciwnicy tego stanowiska kwestię ceny za gry (zamiennie z: "niskie zarobki w Polsce") uważają za tanią wymówkę. Bardzo łatwo wyszukać na forach wypowiedzi sprzed lat w stylu: „160 zł za grę? Jakby kosztowała dwa razy taniej to bym kupił”. A dzisiaj? Wystarczy zamienić 160 na 80 zł, a słowa są te same.
Kolejna sprawa to kwestia moralna. W tej mojej małej ankiecie 30% uważa, że kradzieżą to nie jest, a 57% osób stwierdziło, że jest to kradzież (w tym jedynie 27% odpowiedziało „zdecydowanie tak”). Ludzie nie czują, że kradną – tak po prostu. Kradzież dla takich ludzi to sytuacja, w której ktoś traci, a ktoś zyskuje (gra o sumie zerowej). W przypadku ściągnięcia czegokolwiek z sieci nikt tego fizycznie nie traci: „Nie kradnę z salonu nowego BMW, a jakbym nie ściągnął, to i tak bym nie kupił” – słyszymy najczęściej.
Ja mogę od siebie dodać, że trzeba ludzi uświadamiać. Może warto spróbować jakiejś kampanii społecznej. Ale nikt się do tego nie kwapi... Żaden wydawca filmów czy gier... A może jednak straty nie są tak duże i na swoje wychodzą... ;)