Jerzy Szeja napisał(a):Paweł Marcisz napisał(a):To nie są analogie. Nie pokazuję, że seks jest podobny do gier, tylko że spełnia warunki bycia grą. Analogie pokazuję dopiero, gdy chodzi o wyjątki od tych warunków.
Czy dobrze rozumiem: seks według Kolegi do gry podobny nie jest, ale definicja gier jest taka, że seks zgodnie z nią można zaliczyć do gier? Bo jeśli tak, to chyba jest to wina definicji?
Poniższe zdaje się utwierdzać takie rozumowanie:
[...]
Miałem na myśli coś innego:
- uważam, że seks podobny jest do gier;
- ale kryteria podobieństwa są sprawą śliską;
- więc pokazywałem, jak seks spełnia cechy definicyjne gier;
- posługując się przy tym analogią jedynie w celu usprawiedliwienia odstępstw od definicji.
Co do samej defynicji Caillois - nie mam pojęcia, czy jest dobra: jako że nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem tego typu definicji w humanistyce, nigdy też definicji Cailloisa nie rozstrząsałem. Wziąłem ją, by dowodzić podobieństwa gier i seksu, gdyż prace Cailloisa są szeroko znane i cieszą się uznaniem, wszystko więc wskazywało na to, że definicja jest dobra. Nie upieram się, że jest.
Przepraszam za to osobliwe wyliczenie, ale tak chyba najjaśniej można to przedstawić.
Jerzy Szeja napisał(a):Hm, moim zdaniem powyższe tezy są co najmniej dyskusyjne. Mianowicie zgadzam się z Kolegą, że MG podlegają różnym modom i teoriom na temat grania, ale te mody i teorie - a przynajmniej wyżej wymienione - mam za element zjawiska, jakim są gry fabularne (zauważmy, że - opisując to zjawisko - sporo mówiłem i o graczach, i o ich subkulturze, i o konwentach, i trochę o fandomie). Moim zdaniem te elementy zjawiska nie są ludologią w żadnym znaczeniu.
Rozumiem zastrzeżenie Kolegi, ale nie do końca się z nim zgadzam. O ile rzeczywiście trudno nie zauważyć, że między owymi teoriami a praktyką gry, grami samymi istnieje continuum, nie jest to dla mnie argument przeciw ludologiczności samych tych teorii. Świadczy to w moim tylko o tym, że granice między grą i ludologią są rozmyte - sprzyja zresztą temu sam badany przedmiot - zarówno poprzez społeczność fandomu, która może angażować się w badania naukowe, jak i przez swoją naturę - teoria bazuje, w dużej mierze, na tym samym materiale symbolicznym co gra.
Jerzy Szeja napisał(a):Jeżeli Kolega chciałby to udowodnić, byłby w sytuacji kogoś, kto chce nazwać krytyką literacką (albo wprost "polonistyką") wypracowania licealne. Są o literaturze? Są. Starają się być naukowe? Jak najbardziej. Czy można im przyznać status krytyki literackiej lub udziału w nauce zwanej "filologią polską"? W żadnym przypadku!
Jak Kolega zapewne zauważył, świadomie wkroczyłem w środek jednego z problemów referatu, czyli konfliktu natura - kultura (inaczej: zachowania naturalne - opresywność sztucznych tworów, w tym nauki).
Jak już powyżej napisałem, nie zgadzam się z takim, deprecjonującym, ujęciem tych teorii. Jak nietrudno jednak zauważyć, nie uzasadniłem w żaden sposób swojego stanowiska - tj. że owe teorie mają jednak jakąś wartość naukową i w ten sposób nie przypominają w żaden sposób licealnych wypracowań.
Nie jestem oczywiście w stanie dowieść, że owe teorie są naukowe. Wynika to w pewnej mierze z moich poglądów (traktuję naukowość raczej jako sposób recepcji danego dyskursu w społeczności, a teorie na temat RPG dopiero przebijają się do nauki, nie poddały jeszcze swojej naukowości próbie). Główną jednak przyczyną mojej impotencji jest brak kompetencji - nie mnie oceniać, czy owe teorie są naukowe, czy też nie. Tak więc o ile w duchu skłaniam się do uznania ich za ludologię, publicznie rzeczywiście takiego ich charakteru nie potrafię bronić.