Z cyklu "Polemiki redakcyjne - Ring" tym razem jeden z najczęściej wykorzystywany zarzut wobec gier komputerowych (poza agresją itp. oraz uzależnieniami) - wyobcowanie oraz najczęściej pojawiające się "za" i "przeciw":
Ring: Czy gry prowadzą do wyobcowania?
Czy stereotyp pryszczatego okularnika, który cały dzień opala się w promieniach elektromagnetycznych płynących z monitora i nie ma przyjaciół innych niż inni gracze, a już z pewnością nie ma dziewczyny, to faktycznie stereotyp? Czy granie nie odgradza od społeczeństwa i nie wyobcowuje gracza? Czy nie sprawia, że woli on wirtualną zabawkę niż prawdziwe kontakty? Czy może to tylko mit i pokutująca od lat potwarz? Na te pytania postarają się odpowiedzieć, albo chociaż pokłócić się na ich temat, nasi dyżurni dyskutanci, Sceptyk i Entuzjasta.
Sceptyk: Czy gry wyobcowują? A czy ptaki latają, z wyjątkiem nielotów oczywiście? To jest oczywiste. Gry to zabawka doskonała, bo pozwalająca się bawić z osobą, którą najbardziej lubimy i która nam najbardziej odpowiada, czyli z samym sobą. Czy cokolwiek może się z tym równać? Jasne, może, tyle że nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, bo gra jest łatwa, prosta, ma jasne zasady i generalnie nie można nic zrobić źle, bo tak są gry zaprojektowane. Z kolei kontakty z ludźmi są ryzykiem i rodzą problemy, bo zawsze coś może pójść nie tak, ba, właśnie najczęściej tak idzie. Nie każdy ma ochotę stawiać temu czoła, gdy ma przyjemną alternatywę - gry. I tak rodzi się wyobcowanie.
Entuzjasta: Wiem, że lubisz grać. I widzę, że uważasz siebie za swojego najlepszego przyjaciela, że boisz się ludzi i sądzisz, że kontakt z nimi wiąże się ze sporym ryzykiem. Stanowisz niemal idealny dowód na wyobcowanie. Niestety, fikcyjny. Na papierze (także tym szklanym - mówię o ekranie monitora) podobne deklaracje brzmią przerażająco. W rzeczywistości gry nie wyobcowują bardziej niż film w telewizji, podręcznik do angielskiego czy dobra książka. Pozwalają przeżyć kilka chwil w samotności i dobrze się bawić. Ale nikogo zdrowego psychicznie nie odepchną od innych ludzi.
Sceptyk: Tak myślisz? Prosty przykład - porównaj jak trudno oderwać kogoś od telewizji lub od książki z tym, jak ciężko jest oderwać kogoś od gry. Gry absorbują o wiele mocniej, o wiele silniej wciągają w swój świat, wspaniały, kolorowy, doskonały w swojej prostocie. Ale powiedzmy, że nadal nie wierzysz - drugi przykład zatem. Powiedzmy, że w autobusie kilka osób rozmawia o tym co oglądało w telewizji, albo o tym co przeczytało. I wszyscy, którzy będą słuchali, zrozumieją o co chodzi, nawet jeżeli nie oglądali. A spróbuj rozmawiać o jakiejś grze - ludzie zaczną naprawdę dziwnie patrzeć. Telewizja i książki to nie to samo co gry.
Entuzjasta: Argumenty znów nietrafione. Od gry oderwać człowieka trudno tylko w przypadku, gdy nie ma w niej tzw. pauzy. Wówczas nawet krótkie odejście od ekranu może przełożyć się na utratę życia w programie. Film można zatrzymać, książkę po prostu odłożyć na półkę. I tyle. A rozmowy w autobusie? Wyobraź sobie, jak mocno wyobcowuje wyższa matematyka! Dorzucę zatem jeszcze jeden argument, argument, którego zapewne się spodziewasz. Gry sieciowe. Coraz popularniejsze. Sprawiające, że człowiek nie gra sam, że gra z innymi ludźmi. Zawiązuje nowe przyjaźnie, które często przenoszą się poza wirtualny świat. Czy to jest wyobcowanie? Moim zdaniem wręcz przeciwnie.
Sceptyk: Jeżeli zamieniasz prawdziwych przyjaciół na takich wirtualnych, których znasz tylko z Sieci, to właśnie jest wyobcowanie. Setka takich znajomych jest mniej warta niż jeden prawdziwy, żywy człowiek, z którym spotykasz się twarzą w twarz. Relacje między ludźmi w Sieci są ułomne, bo Sieć zapewnia anonimowość - a ta z kolei rodzi nieufność. I wracając do rozmowy w autobusie - wyższa matematyka prawdopodobnie też wyobcowuje, ale nie uzależnia w taki sposób jak gry. Gry to rozrywka, matematyka zaś rozrywką nie jest, przynajmniej tak się zwykło uważać. Rozrywka nie powinna wywoływać problemów społecznych. A gry wywołują. Popatrz przez okno, na podwórko, na bawiące się dzieciaki. Widzisz jakieś? Piętnaście, dwadzieścia lat temu widziałbyś na pewno. Dawniej dzieci wychodziły na dwór bawić się razem. A teraz nie wychodzą. Dlaczego? Co się zmieniło? Nic, oprócz tego, że upowszechniły się komputery i konsole. Dzieci siedzą w domu i grają zamiast wyjść i bawić się z rówieśnikami. Nie budują więzi i relacji społecznych wtedy, kiedy powinny - a to prowadzi do wyobcowania. Teraz to jeszcze nie jest tak widoczne, ale za kilka lat te dzisiejsze dzieci dorosną i okaże się, że po prostu nie radzą sobie w międzyludzkich relacjach.
Entuzjasta: Dzieci nie ma na podwórku, bo się uczą, bo chodzą na zajęcia dodatkowe, bo biegają na harcerskie zbiórki i kursy karate. A relacje nawiązane w czasie grania w gry na pewno są relacjami lepszymi niż te, które czerpie się podczas samotnego oglądania telewizora. I na tym właśnie polega przewaga oprogramowania rozrywkowego nad tradycyjnymi mediami. Pozwala na pogłębianie relacji międzyludzkich w czasie dotychczas zarezerwowanym dla samotności. Przecież większość ludzi gra w Sieci ze znajomymi! Z ludźmi, z którymi w ten czy inny sposób się kontaktuje. Nie zrzucaj winy na gry tam, gdzie jej nie ma. I zwróć uwagę na jeszcze jeden aspekt życia codziennego młodych ludzi. Na to, co łączy dzieciaki w szkołach. Wspólne rozmowy. O czym? Coraz częściej o grach. To ich łączy. Stanowi nić porozumienia.
Sceptyk: Widzę, że za wszelką cenę starasz się umniejszyć problem wyobcowania. On jednak istnieje mimo to, i wyskakuje jak pajacyk z pudełka w najbardziej nieoczekiwanych momentach. W takich trudniejszych, kiedy trzeba się zmierzyć z jakimś problemem. Czy dawniej też tak było, że gdy nastolatka przerasta jakaś sytuacja, to zamiast zwierzyć się rodzicom, poradzić przyjaciół, woli targnąć się na własne życie. To jest chyba najlepszy dowód wyobcowania. Może nie tylko gry są winne takiemu stanowi rzeczy, ale na pewno mają w tym spory udział. Gry to samotność w tłumie. W tłumie wirtualnych postaci czy kolegów, których się w większości przypadków na oczy nie widziało. Nie mówiąc już o grach niesieciowych, równie absorbujących, które tak wciągają, że gracz na długą chwilę zapomina o wszystkim – o problemach, życiu codziennym, obowiązkach. Jeszcze jedna tura zmienia się w kilkaset – a powrót do rzeczywistości po takim maratonie bywa bolesny i na pewno nie poprawia humoru. Wyrzuty sumienia z powodu straconego czasu i zmęczenie nie pomagają też w zmierzeniu się z problemami rzeczywistości, którą się na chwilę tylko zostawiło. Nie polecałbym więc gier ludziom z problemami i nieco słabszą psychiką.
Entuzjasta: Osoby ze słabszą psychiką i problemami nie muszą grać przecież w turówki – są gry biurowe, szybkie i odstresowujące, po których nikt wyrzutów sumienia mieć nie będzie, są gry bez przemocy, które nie dołują i nie wpędzają w depresję. Wystarczy wziąć to pod uwagę, by gry pozostały lekką rozrywką bez negatywnych skutków, stawianą na równi z telewizją, której nikt nie oskarża, że jest powodem wyobcowania. Czyż nie tak?
Źródło:
http://gry.onet.pl/28062,1478093,1,artykul.html