Gra na cenzurowanym
Dwadzieścia lat temu cenzura spędzała sen z powiek rodzimym twórcom i artystom. Dziś kłopoty z nią mają twórcy z Niemiec, Australii czy Stanów Zjednoczonych. Co sprawia, że gry nie trafiają na rynek?
W 1945 roku powstał Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, który drobiazgowo kontrolował wszelkiej maści działania twórcze. W budynku przy ulicy Mysiej w Warszawie oceniano nie tylko wywrotowe książki i filmy, lecz kontrolowano również sztuki teatralne, publikacje prasowe, a nawet audycje radiowe. Niewygodni twórcy musieli się liczyć m.in. z wycięciem niewygodnych fragmentów, zakazem publikacji dzieła (względnie ograniczeniem jego dystrybucji), wreszcie z represjami osobistymi. Nic dziwnego, że wielu twórców stosowało autocenzurę.
Dopiero po wyborach z 1989 roku Polacy mogli pisać to, na co mieli ochotę. Cenzura bezpowrotnie zniknęła, co początkowo oznaczało wolną amerykankę. Dopiero z czasem opracowano pewne katalogi zasad; zaczęto znakować filmy pokazywane w telewizji, a te najbrutalniejsze przeniesiono na późniejsze godziny. Nawet tak kontrowersyjne dzieła, jak filmy „Ksiądz” czy „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, trafiły na rodzime ekrany. Owszem, towarzyszyły im protesty organizacji religijnych, jednak skutek ich działań był odwrotny od zamierzonych – ludzie tłumnie walili do kin.
A gry komputerowe? Rodzimi politycy nigdy szczególnie się nimi nie interesowali (nie licząc jednostkowych afer, np. związanych z grą „Soldiers: Ludzie honoru” czy amatorską przygodówką „Operacja Glemp”). Wydawcy sami – we współpracy z dużymi sieciami handlowymi – zdecydowali się publikować na okładkach oznaczenia PEGI, dokładnie określające zawartość poszczególnych programów. Mimo to żadnych fizycznych ograniczeń nie zdecydowano się wprowadzić. Mało tego, w materiałach reklamowych dystrybutorzy dość często chwalą się, iż oferują „pełną, nieocenzurowaną wersję”. Na świecie sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Najsurowsze restrykcje wprowadziła Australia. Wynika to z przepisów, które najwyższą kategorię wiekową – odpowiednik naszego „od osiemnastu lat” – przewidują jedynie dla filmów. W efekcie producenci gier muszą sztucznie ograniczyć ilość scen brutalnych (np. zastępując krew zieloną posoką albo uniemożliwiając bohaterom pewne działania) i erotycznych bądź pogodzić się ze znacznymi stratami. Lista ocenzurowanych gier jest długa i obejmuje takie tytuły jak seria „Grand Theft Auto”, „Manhunt”, „Risen”, „Singles: Flirt Up Your Life”, „Left 4 Dead 2” czy „BMX XXX”. Od kilku lat trwają intensywne dyskusje, zmierzające do wprowadzenia kolejnej kategorii wiekowej, „dla osób dorosłych”, lecz póki co przygotowywane przez miłośników brutalnych gier ustawy nie znajdują wystarczającego poparcia w parlamencie.
Brutalne gry komputerowe mają też problemy w Brazylii, gdzie w grudniu 1999 roku młody fan strzelanin zamordował trzy osoby, a osiem kolejnych ranił. Kilka miesięcy później rząd zakazał dystrybucji ośmiu tytułów, m.in. „Duke Nukem 3D”, „Carmageddon” czy „Mortal Kombat”. Od tego czasu tylko kilka innych produkcji doczekało się podobnego zakazu, w efekcie czego młodzi Brazylijczycy nie zagrali m.in. w „Everquest” i „Bully”. Długo też nie mogli grać w „Counter-Strike”, jednak w połowie bieżącego roku program został dopuszczony do sprzedaży. Obecnie w parlamencie trwa debata nad wprowadzeniem całkowitego zakazu obrotu produktami, w których strzela się do ludzi.
Całość:
http://gry.onet.pl/28061,1589768,1,artykul.html